Obserwatorzy

Translator

poniedziałek, 10 października 2011

Warsztaty masosolne

Ten post ma duuuuuży poślizg. Bardzo przepraszam jeśli ktoś na niego czekał.


W połowie sierpnia panie z zaprzyjaźnionej biblioteki w Bieniowie prowadziły zajęcia dla dzieci. Poproszono mnie o urządzenie im warsztatów z lepienia masosolnych aniołów. Z trudem udało mi się znaleźć wolną chwilę (albo raczej pozbyć się na chwilę mojej najmłodszej latorośli, która działa na masę solną jak odkurzacz :) ) i warsztaty (dodam, że koedukacyjne!) doszły do skutku. Dodam, że moje starsze córcie też brały w nich udział, choć Hanusi musiałam sporo pomagać.

Dzieciaczków było ok. 20 sztuk. Początkowo kombinowały po swojemu, próbując lepić w pionie. Ostatecznie, pojęły, że łatwiej będzie w wersji poziomej:0)
Ponieważ przekrój wiekowy był spory (ok. 10 lat różnicy między najmłodszymi i najstarszymi uczestnikami) - ostateczne efekty są bardziej lub mniej dopracowane.

A oto krótka fotorelacja:


 Początek pracy.

Dzieci zaczynają kształtować swoje wytwory.


 I dopieszczanie projektów :)


Najpierw pochwalę się wytworem mojej Asi.


A to aniołek Haneczki, ulepiony z pomocą mamy.


A to już prace starszych dziewczynek - oj, rośnie mi końkurencja :)



 A to, jeśli się nie mylę, praca któregoś z chłopców.


 Część dzieci, z pozostałej części masy lepiła inne wytwory - tu widać głównie serduszka.


 A to wyroby pewnego chłopca - indywidualisty, który w ogóle nie chciał lepić anioła. Powstało za to stado ślimaków itp.
 A w tym projekcie przeważąją skrzydła :))

Powyżej i poniżej to radosna twórczość starszych chłopców.



Ja, oczywiście, też lepiłam aniołka, który był jednocześnie wzorem dla tych dziecięcych. Najlepsze jest to, że zapomniałam zrobić mu fotkę :( A aniołek został szybko "zagarnięty" przez p. Jolę, wiec już chyba nie ujrzy światła blogowego :)

PS. W sprawie karteczek, które kilka postów temu były "do wzięcia". Ich właścicielką za kilka dni zostanie Kurnik Domowy. Wypatruj listonosza :))

4 komentarze:

  1. Identyfikuję się z chłopcem indywidualistą, też nie lubię lepić aniołków ;). Jak były wypiekane w bibliotece, że tak pozwolę sobie zapytać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, szczerze pisząc - nie wiem :{. Z tego co się orientuję, to kilka dni przeleżały w bibliotece i suszyły się na parapetach. Ale co się z nimi ostatecznie stało - nie wiem. Chyba jedna z pań zabrała je do domu, albo zabrały dzieci. My, niestety, jeszcze swoich nie dostałyśmy. Zapytam o to gdy będę następnym razem w tym przybytku książek, bo dotychczas jakoś wyleciało mi to z głowy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń