Obserwatorzy

Translator

sobota, 3 grudnia 2011

Tydzień bożonarodzeniowych dekoracji

Układałam sobie w głowie chyba ze trzy wersje tego posta :)) Ale ostateczna jest jeszcze inna...

Zaczynam w porządku chronologicznym. Najpierw przedstawię moje serca - szyte ręczne w poniedziałek i wtorek. Są dość sporych rozmiarów: ok. 15 x 11 cm. Ozdobione zrecyclingowaną satynową tasiemką i białym, filcowym serduszkiem. Wypełnienie wzięłam ze starych maskotek moich dzieciaków - po gremialnym określeniu przez wszystkich członków rodziny, że niektóre z nich są ohydne, zamiast na śmietnik - trafiły pod moje nożyczki :) I chyba ten recycling wyszedł im na zdrowie :))
Serca szyłam ręcznie, bo jak pomyślałam o moich poprzednich przygodach z maszyna, o tym ile razy musiałam nawlekać igłę, jak mi trochę łapały nitki, a potem nie... Ech, po prostu stwierdziłam, że szybciej uszyję ręcznie :)


W środę przeszłam od masy solnej. Ulepiłam pierwszego aniołka i ... odechciało mi się chwilowo tych aniołków, bo to troszkę trąci już monotematyzmem. Co drugi blog pokazuje różne wariacje aniołków masosolnych ... A ponieważ od jakiegoś czasu chodziło za mną uszycie jakiegoś tildowego stwora, postanowiłam wykorzystać ten popęd :) Tylko w wersji masosolnej - powstał ten oto renifer. W trakcie pieczenia temperatura była troszkę zbyt wysoka i w efekcie powstał ten brązowawy "nalot". Ale sadze, że dodał mu tylko uroku i dlatego dodałam mu tylko oczka nosek i usta i sznureczki i taki już ma zostać. Jest moim ulubieńcem :)

W czwartek, po długich dyskusjach z klientkami na temat Tildy i Zapisywajki, przeszłam jednak do akcji pt. szycie. I to Tildy... :) Najpierw był pomysł na mikołajki, ale ostatecznie stanęło na aniołku. Ale takim trochę nietypowym, bo dużym. I w ruch poszła maszyna oraz igła i nitka. Odkryłam dlaczego miałam kłopoty z maszyną! I jestem z siebie dumna :) Chodzi o tkaninę. Ciałko mojego aniołka chciałam uszyć ze starej koszuli w odpowiednim kolorze. I właśnie tej koszuli moja maszyna nie trawi! Przypuszczam, że tkanina ma jakiś dodatek syntetyku i dlatego maszyna staje dęba. Bo na czerwonej tkanince i na tej ze spódnicy, czyli bawełny (a la pościelowa) szyła jak złoto i nie ważne, czy szyłam powolutku, czy czasem nacisnęło mi się pedał do oporu (bo ja nie zawsze spokojna dusza jestem :P)

Aniołka jednak nie wykonałam. Uszyłam do momentu, kiedy można go określić mianem lalki i taka wersja ostatecznie chyba zostanie. Podoba mi się taki i ... kurde, w końcu nie ma obowiązku, żeby był aniołkiem, nie?!



paskudny zaciek w całej krasie :(
Tylko... mam ochotę zrobić krzywdę mojej najmłodszej córci, która wzięła go w obroty raczkami ubrudzonymi czekoladą! Plamy powstały na buzi! Skończyło się to trzykrotnym praniem wczoraj i jednym dziś rano. I nic tu nie pomagają mydła, płyny do naczyń, mydełka odplamiające, bo czekolada sprała się szybko, ale farbę puścił brązowy kordonek, z którego zrobiłam włosy :( Wczoraj jeszcze na to nie wpadłam, bo wydawało mi się, że to ciągle owa nieszczęsna czekolada. Olśniło mnie dziś rano. Wyprałam go więc, próbując sprać zaciek i położyłam głową w dół, żeby nie powstał następny, ale już widzę że poniosłam klęskę :(( Chyba skończy się na tym, że w ruch pójdzie farba akrylowa w kolorze cielistym albo puder. Nie wiem, bo teraz muszę poczekać, żeby wysechł. Ech... Załamana, wczoraj wieczorem zabrałam się za mycie okna w kuchni. Bo, choć nie było bardzo brudne, to nosiło duża ilość śladów po rączkach Marysi. Umyłam je, choć zimno i cimno, po czym moja Marysia weszła na parapet i ponownie odcisnęła tam swoje rączki. Ech, dzieci...

A dziś, jak pisałam, odkryłam nowy zaciek na buzi aniołka i ... Ech, odechciało mi się wszystkiego, albo mam ochotę rzucić go w kąt, rzucić tam również wszystkie moje obowiązki i uszyć nowego, pięknego, czystego i bez zacieków aniołka, którego posadzę w gablocie, żeby cieszyć nim oczy i nikt nie będzie go dotykał. Ale czy taki aniołek w ogóle będzie miał duszę?

4 komentarze:

  1. A więc;) muszę powiedzieć, że nie mogłam się doczekać opublikowania tego postu i pozwolę sobie zacząć od tych cudownych serduszek są przeurocze a to pewnie dlatego że są po jednym dla każdej z dziewczynek.
    Wysiłek nie poszedł na marne bo są cudowne reniferek też jest Boski!!!!!
    A z aniołkiem to gdyby Panie nie wspomniała o tej plamie to bym wcale tego nie zauważyła może jak się ma go przed sobą to na pewno widać. Ale to jest Pani pierwszy aniołek i BRAWO jest supcio tym bardziej że w szyciu uczestniczyły dziewczynki a to jest najważniejsze że i one się przy tym dobrze bawiły. Proszę go zostawić dla potomnych bo to jest prototyp i w tym tkwi całe sedno naszego szycia. Ale się rozpisałam WoW
    Brawo!!! Pozdrawiam i życzę sukcesów w dalszym szyciu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, ależ nie przejmuj się zaciekami, gdybyś nie napisała, nawet bym nie zauważyła. A laleczka śliczna, może być prezentem dla Marysi, a dla siebie uszyj następną :-). Reniferek też cudny, a serduszka przesłodkie. Pozdrawiam, Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Aj tam, zaciek nie taki zły, ja bym się aż tak nie przejęła ;). A jak masz ochotę rzucić go w kąt, to może lepiej komuś oddać? Na przykład na bazarku na dogomanii i wspomóc jakiegoś psa? ;D
    Jutro ja się zabieram za masę solną! Mam wizję. Też nie lubię aniołków, nigdy mi się jakoś wybitnie nie podobały, nie robiły na mnie wrażenia i mam odczucie, że robienie ich to marnotrawstwo czasu i materiału. Lubię robić rzeczy praktyczne ;) i jestem fanką serduch z masy solnej!
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  4. Serduszka sa przesliczne,reniferek przeslodki a lala urocza:)) a tego zacieku wcale niewidac, skoro juz sie jednej coreczce spodobala to daj jej ta lale a sobie uszyj druga do gabloty:))
    Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń