Obserwatorzy

Translator

wtorek, 14 grudnia 2010

Nie tylko w świątecznym klimacie

Przygotowania do Świąt nadal trwają, choć i tak się nie wyrobię ze wszystkim, z czym bym chciała. Ja to już tak mam, że żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik, musiałabym wysłać dzieci w kosmos i sprowadzić je dopiero na kolację wigilijną. Wtedy na pewno zdążyłabym wszystko posprzątać (i nikt by tego nie rozrzucił na nowo! po pięciu minutach) i wykonałabym wszystkie ozdoby tak, jak tego chcę (bo nikt by mnie nie odrywał od pracy, np. w połowie lepienia anioła z masy solnej). Czy Wy też tak macie? J. pociesza mnie, że to tylko dopóki dzieci nie wyrosną, ale ja jestem na etapie niańczenia jakiegoś malucha już piąty rok, a zanim M. osiągnie jako-taki kontakt z rzeczywistością - minie kolejne 5 lat, ale wtedy A. wkroczy w wiek dojrzewania i pewnie wogóle przestanie sie do mnie odzywać. Ach... Dzieci. Źle ich nie mieć, ale i z nimi czasem ciężko wytrzymać.
Ale na szczęście udało mi się co nieco zdziałać w materii estetyczno - handmade'owej. A oto część mojego skromnego dorobku, bo pozostałe rzeczy zaczęłam i jeszcze nie skończyłam.


Dotarł do mnie wytęskniony lakier akrylowy (w wersjach błyszczący i półmatowy) i zaczęłam lakierować część moich dotychczasowych wyrobów.
Niestety, do tej pory lakierowałam lakierem w spray'u, więc nie miałam doświadczenia jak nim operować. Na jednego z aniołków naniosłam zbyt grubą warstwę, ufając słową J., że lakier po wysuszeniu stanie się przezroczysty. W tym wypadku to się jednak nie sprawdziło, przynajmnie w tych miejscach, gdzie pojawiły się zacieki i była gruba warstwa lakieru. Ale i tak ten aniołek miał pozostać ze mną, bo jest to jeden z moich ulubionych (to ten brązowy z kapeluszem i bardzo długim warkoczem).

Poza tym muszę kupić sobie inny pędzel do lakierowania, bo ten, który dostałam od J. (budowlany) jest zbyt szorstki, strasznie gubi włosy, a do tego jest zbyt twardy i działa czasem jak papier ścierny na farby akrylowe! Okropne. Zniszczył mi trochę m. in. te beżowe obrazki powyżej. :(:(

Lepiej poszło mi ze stroikami z pomarańczy. Choć robione w niedzielę - jeszcze dziś bolą mnie palce :) Szybko powstała koncepcja, żeby pomarańcze można było jakoś powiesić, np. w oknie, ale ostatecznie powstałą taka oto wersja, z wykorzystaniem niedawno zakupionych wazonów. Dziewczynkom najbardziej podobają się te małe bombeczki. Dla mnie w tych stroikach jeszcze czegoś brakuje. Może płomienia świeczki błyszczącego i odbijającego się w druciku i bombeczce? Ale jak go zamocować w zestawie? Może jeszcze coś wymyślę. Przydałby się trzeci taki wazon, który robiłby za świecznik...
  
A w tle - moja urocza asystentka - H. 

J. przyniósł mi do stroików trzy druty miedziane. Dziś wpadłam na pomysł co zrobić z trzecim z nich. Oraz co zrobić z jabłuszkiem H. Chyba nieźle wyszło, co?
Dziś ulepiłam jeszcze anioła - położnika. Dla mojego lekarza. Jutro, albo wieczorem, mam nadzieję zrobić jeszcze położną i przed Świętami dostarczyć pod odpowiedni adres. Takie małe podziękowanie za pomoc przy urodzinach M.
Ale aniołkami pochwalę się dopiero jak już będą pokolorowane i w pełnej krasie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz