Obserwatorzy

Translator

piątek, 20 kwietnia 2012

Jestem, żyję, (nie) tworzę :P

Witam ponownie, po dłuuuuuugiej przerwie, za którą bardzo przepraszam. Teraz też "wpadam" na chwilkę, raczej w ramach usprawiedliwienia i wyjaśnień, niż pokazów :(

Część z Was już nawet nieco zaniepokoiła się moją blogową nieobecnością... Śpieszę wyjaśnić, że jestem teraz baaaaaardzo zajęta moim czwartym dzieckiem - moim antykwariatem językowym.

To, niestety,nie jest wnętrze mojego antykwariatu, ale jestem ciekawa gdzie je zrobiono. A może któraś z Was wiem??

Nie jest to krypto reklama, ale rodzaj wytłumaczenia. Oprócz rękodzieła i dystrybucji pasmanterii Tildy, moim głównym zajęciem jest matkowanie moim dzieciom i... stosom książek :) Mam ich w swojej ofercie blisko 10.000 szt, a ostatnio dojechało jeszcze kolejne kilkaset, więc siedzę, przeglądam, skanuję, opisuję i wystawiam na allegro (użytkownik: archeoexpert_pl). Sprzedaję głównie książki anglojęzyczne, trochę norweskich i garść polskich.

A skąd pomysł?? Kiedyś uczyłam się angielskiego, ale do głowy nie wpadło mi, żeby spróbować sił czytania w oryginale. Wszystko bardzo się zmieniło, gdy w moje ręce wpadł egzemplarz The Little House on the Prairie (Domek na prerii). Książka ta, w polskim tłumaczeniu, jest prawie nie uchwytna w bibliotekach czy antykwariatach, bo wydano ją tylko raz, na początku lat 90tych i nie było już, niestety, wznowień. Przed oczami miałam Michaela Londona i tę słodką dziewuszkę, która grała Laurę w serialu. Mimo kilkuletniej przerwy w nauce angielskiego - zaczęłam czytać. I rozumiałam! Może nie dosłownie i nie wszystko, ale tak ok. 80-90%! Gdy skończyłam byłam z siebie bardzo dumna, zachwycona książką i nauczyłam się kilku nowych słówek. A przede wszystkim była to niesamowita frajda! Wreszcie mój angielski wykroczył poza ramy podręcznikowych czytanek!

Potem zaczęło się kupowanie książek angielskich dla dzieci i czytanie ich z moimi córeczkami - tym razem frajdę miałam nie tylko ja :) A potem był pomysł na domowy biznes, który pozwalał mi na pracę w domu i jednocześnie nie utrudniał mi (znacząco) opieki nad dziećmi.

Chciałabym Was dziś zachęcić do nauki języków poprzez czytanie książek obcojęzycznych! Ale ostrzegam - to jest jak nałóg - wciąga :P!!!!!

PS. Mam nadzieję, że za kilka dni uda mi się pokazać małe co-nieco, które udało mi się wykonać podczas mojej blogowej absencji.

Pozdrawiam serdecznie

1 komentarz:

  1. Witam po przerwie, ja przeczytałam "Wojnę i pokój" w oryginale i zgadzam się, to zupełnie inne wrażenie, niesamowita satysfakcja. Życzę powodzenia i radości w opiece nad "nowym" dzieckiem. Pozdrawiam wiosennie;)

    OdpowiedzUsuń